30.04.2017. Na tą datę czekaliśmy pół roku. Każdy nerwowo spoglądał na kalendarz i przetrząsał sklepy internetowe w poszukiwaniu
Jest to zbiornik przepływowy o powierzchni 2800 ha. Nie przypomina standardowego szwedzkiego jeziora. Sporo ziela. Podejrzewam, że w późniejszych okresach łowienie może być tu dość ciężkie. Generalnie przypomina nasze polskie jeziora. Co dziwne, nigdzie nie widziałem drobnicy, nawet przy brzegu, co może świadczyć o ilości drapieżnika. Szybkie obłowienie płycizn, gdzie zazwyczaj przebywa ryba na wiosnę nie wróżyło nic dobrego.
I tu spotkała nas niespodzianka . Okazało się, że ryby przebywają na głębokości 4-8m. Łowiliśmy tylko i wyłącznie z opadu, czyli tak jak lubię najbardziej. Każdy łapał co najmniej po kilkanaście sztuk dziennie. Najczęściej brały osobniki z przedziału 70-80 cm.
Padło sporo 90 i 3 metrówki. Największa 117 cm.
Z perspektywy dotychczasowych wyjazdów była to chyba najfajniejsza wyprawa. Pogoda dopisała, humory też. Każdy wrócił zadowolony. Mój kumpel z łódki ? Jarek ,pierwszego dnia trzykrotnie pobił swój życiowy rekord. Rzadko zdarzają się takie wyjazdy z taką ilością ryb. Jeżeli jezioro utrzyma swój rybostan, a gospodarze dalej będą pilnować ilości zabieranych ryb, to z całą pewnością wrócę tam za jakiś czas, bo na pewno zbiornik jest zawalisty.